W Hali Widowiskowo – Sportowej Ośrodka Sportu i Rekreacji przy al. Niepodległości 4 już po raz trzynasty odbyło się sportowe dyktando. Do sprawdzianu, podobnie jak przed rokiem, przystąpili wyłącznie mieszkańcy Inowrocławia, a oprócz dyktanda mogli oni wziąć udział w teście z wiedzy o inowrocławskim sporcie pod wspólną nazwą „Sportowa Burza Mózgów”.

 

Tekst tegorocznego dyktanda zatytułowany „Zwyciężyć siebie” przygotowały Panie Dorota Gulańczyk i Aleksandra Kościelak, polonistki z Gimnazjum nr 2  w Inowrocławiu. W opowiadaniu o sportowym zapale niejakiego Maksa, pół Polaka, pół Francuza, zawarte zostały wszelkiego rodzaju ortograficzne i interpunkcyjne pułapki.  Do „Sportowej Burzy Mózgów” przystąpiły łącznie 34 osoby. Kilkunastu chętnych zdecydowało się na pisanie sprawdzianu z wiedzy o inowrocławskim sporcie. Pytania testowe przygotował Pan Henryk Błaszak. Wręczenie nagród najlepszym uczestnikom obu sprawdzianów nastąpi  18 lutego br. o godzinie 15.00 w sali 226 Hali Widowiskowo – Sportowej przy al. Niepodległości 4. Swoje prace, oraz protokół obejmujący wyniki i listę laureatów każdy z uczestników „Sportowej Burzy Mózgów” będzie mógł przejrzeć w dniach od 10 do 14 lutego 2014 r. w pokoju 221 Hali Widowiskowo – Sportowej. Poniżej treść tegorocznego sportowego dyktanda.

 

Zwyciężyć siebie

 

Mój przyjaciel Maks, pół Polak, pół Francuz, od ćwierćwiecza mieszka w Łobżenicy w powiecie pilskim. Melancholijny właściciel salonu masażu lekce sobie waży obowiązki szefa i ciągle mitręży czas w pracy. Ladaco marzy uparcie, aby zdobyć sportowe laury.

Ponieważ nie jest masochistą, nie chce być tylko biernym obserwatorem XXII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi. Nie pogrążając się w marazmie, będzie kibicował polskiej reprezentacji podczas zmagań w czarnomorskim kurorcie, a także w Krasnej Polanie. Szczególnie chętnie będzie podziwiał precyzyjną walkę drużyn na tafli lodu podczas curlingu, czyli widowiskowej partii szachów na lodzie. Pokibicuje również snowboardzistom i naszym skoczkom. Podczas paraolimpiady, która zacznie się w Kraju Krasnodarskim nieco później, ma zamiar trzymać kciuki za niepełnosprawnych hokeistów. Szczególnie gorąco zawsze dopingował uczestników zmagań w supergigancie.

Możnaż być jednak usatysfakcjonowanym nawet multidyscyplinarnymi relacjami? Maksa mierzi nicnierobienie. Podczas lunchu1, pijąc latte macchiato i pogryzając małe co nieco, plecie koszałki-opałki o znajomym łyżworolkarzu, który nasamprzód manifestował swoje zamiłowanie do sportu przed włodarzami miasta w Sępólnie Krajeńskim, a następnie szarogęsił się na inowrocławskim minibazarze, zwanym Manhattanem. Śmiechu było co niemiara. Te błahostki niepokoją go bardzo. Postanowił zagrać va banque i wziąć udział w półmaratonie, który odbędzie się lada chwila w Barcelonie. Nie lamentuje, że w ogóle nie zdąży się przygotować. Kilka godzin dziennie spędza na treningu. Po prostu żądza przeżycia przygody stała się silna nie do opisania. Wszystko poświęcił morderczym ćwiczeniom. W wolnych chwilach jednak honorowo podlewa piękną hoję, która – jak miłość do habanery - pozostała mu po jego eksdziewczynie. Mało kiedy zabiera ze sobą telefon głośnomówiący i ukochanego cocker-spaniela, bo lubi zupełnie oderwać się od rzeczywistości.

Stara się zdrowo odżywiać, mimo że mocno odurza go zapach frytek i smażonych ryb. Niekiedy pozwala sobie na odrobinę szaleństwa i obżera się sushi. Nie gardzi też waniliowo-pistacjowym shakiem, po prostu lubi taki miszmasz. By realizować swoje pasje, musi zrezygnować z dążeń do zakupu za horrendalną sumę lamborghini i zadowolić się wziętym w leasing hatchbackiem Toyoty.

Maks pogrążył się już na dobre w mrzonkach o zwycięstwie i nie zamierza spocząć na laurach. Pragnie stanąć na najwyższym podium w rywalizacji na cześć legendarnego Ateńczyka Filippidesa. Prawdziwy bieg maratoński to tzw. królewski dystans, czyli ponadczterdziestodwukilometrowe zmagania z własnymi słabościami, z palącym słońcem lub niepogodą. Meta hen, hen, mnóstwo ludzi hurmem zdążających do celu, w okamgnieniu przyjmujących napoje od wolontariuszy, którzy często na quadach i rowerach wspierają pilnujących porządku. Zmaganiom niezmordowanych zawodników towarzyszą dźwięki bębnów zagrzewających do walki i okrzyki zagorzałych kibiców. Niesamowita atmosfera!

Nasz sportowiec nie przesadza z huraoptymizmem2, ale marzy też o tym, by - jak siedemdziesięciopięcioipółlatka z Łotwy - ukończyć kiedyś zmagania w triatlonie3. O niezwykłym wyczynie ryżanki Soni przeczytał niedawno w Żyjmy Dłużej. Spośród trzech konkurencji obowiązujących w tej dyscyplinie dla ludzi z żelaza - pływania, jazdy na rowerze i biegu – najlepiej poradziłby sobie na pewno z tą ostatnią. Z jazdą na rowerze też nie ma strachu – chętnie przesiadłby się w ogóle z samochodu na rower. Najbardziej nie cierpi pływania w tłumie ludzi, aczkolwiek od dziecka czuje się w wodzie jak ryba, a więc da radę. Z pewnością podejmie tę trudną walkę z samym sobą.

Wyobraźnia naszego chojraka ma jednak swoje granice. Z żalem, ale konsekwentnie twierdzi, że nie da rady – jak chciałby Darek z Białostocczyzny - wygrać morderczego ultramaratonu w Dolinie Śmierci w Kalifornii. Co prawda, jasno widzący jego przyszłość wuj Hipolit rzekł, iż Maks to taki ścichapęk i nie wiadomo, co jeszcze w życiu osiągnie, ale nasz bohater stara się mierzyć zamiary według sił.

 

 

1 lunch a. lancz

2 huraoptymizm a. hurraoptymizm

3 triatlon a. triathlon